____________________________________________
w7DNI AZORY
Tu i tam ziemia jest
gorąca. Tu i tam unoszą się nad nią mgliste opary. Siedzieć na wulkanie wydaje
się być przekleństwem. Lecz, gdy do takiego piekielnego zakątka los zagoni człowieka,
nie pozostaje mu nic innego, jak wziąć nieprzychylność natury za dar. Zatem na
jednym krańcu Furnas w gorącej ziemi piecze się pożywne “cozido”, na drugim we
wrzących, rdzawych wodach mięknie kukurydza.
Gdy
przybyliśmy na obszar zwany “kotłami” (caldeiras), niemal wszystkie dołki były
już zajęte. Większość z nich użytkowały lokalne restauracje. Pod niewysokimi
ziemnymi kopcami, oznakowanymi tabliczkami z numerem, kryły się owinięte w
folię i szmaty wielkie garnki pełne mięsa, ryb i warzyw. Od czterech do pięciu godzin potrzebuje tkwić
w gorącej ziemi “cozido”, nim się upiecze i nim pojawi się na talerzach.
Maruderzy,
którym wcale a wcale nie zależało na wczesnym obiedzie, właśnie negocjowali z
nadzorcą kotłów. On palcem pokazywał ten i ten i tamten pusty dołek. Wybrali
tamtem. Idąc w jego kierunku dźwigali garnek. W otoczeniu kilkunastu
ciekawskich turystów, powoli, dając kilkunastu fotografom czas na zrobienie zdjęcia,
ceremonialnie wciśnięto gar w dziurę i zasypano ziemią. Za kilka godzin rozpocznie
się ceremonia wyciągania garnków.
W tym czasie
goniliśmy przez centrum Furnas, szukając dysponującej wolnymi stolikami
restauracji, w której serwowano “cozido”. Znaleźliśmy. Usiedliśmy. Zrobiliśmy zamówienie
i … - jak wszyscy klienci tej wypełnionej
po brzegi tawerny - niecierpliwie czekaliśmy na świeżo wyciągnięte z płytkiego
dołka nad wulkanem danie z mięsa, ryb i
warzyw.
Będzie obiad, za
chwilę przysypane ziemią piec się zacznie “cozido”
|
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz