____________________________________________
w7DNI ALGARVE
Na maszcie przy plaży pod Carrapateirą powiewała czerwona
flaga. Bandera w takim samym kolorze wznosiła się ponad następną plażą. “Jak to
nie pozwalają się kąpać?”, buntowaliśmy rozczarowani. Zamierzaliśmy nawet
opuścić zachodnie wybrzeże Algarve, o wodach nieprzyjaznych i przewrażliwionej
służbie ratowniczej, by wrócić na południe - do Lagos.
Klucząc krętymi drogami dotarliśmy do plaży, zwanej
Arrifana. Tego dnia wody przypływu “zjadły” ją niemal po same klify. Na wąskiej
wstędze piasku grupkami siedzieli surferzy. Inni - uprzywilejowani, dużo bliżsi
swojej fali - czekali w kolejce w oceanie. Na tej plaży z powodu tłumu, choć
wbrew wyraźnemu zakazowi, można było wejść do wody, dać się ciągnąć przez fale,
być przez nie okładanym, rzucanym na piach i podtapianym.
Nielegalna przyjemność szybko się skończyła. Winny tego był
niecierpliwy dzieciak, ćwiczący się w sztuce surfowania, który ulokował się
wprawdzie w miejscu nie najbezpieczniejszym, lecz wolnym od surfingowej
hierarchii. Patrzyliśmy z przerażeniem, jak porywa go wielka fale, jak niesie
go na skały, jak jego bezwolne ciało znajduje się tuż-tuż od klifów, o które
się zaraz rozbije. Patrzyliśmy, jak w kierunku śmiałka biegnie ratownik, jak
dzieciak-szczęściarz wychodzi z wody i jak ratownik go dopada, jak....
Patrzyliśmy, jak zdenerwonany ratownik biegnie wzdłuż plaży wrzeszcząc do
pluskających się przy brzegu...
Wszyscy wyłaziliśmy z wody.
Przed wejściem na odwiedzaną przez surferów plażę |
07.10.2015
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz