____________________________________________
w7DNI AZORY
Samolot zniżył lot, zapewne
zaraz wyrośnie przed nami zielona, górzysta wyspa, prawdopodobnie za chwilę
skończy się nudny błękit oceanu. Już spod podwozia wysunęły się koła, lecz my
wciąż mieliśmy przed oczami wyłącznie ocean. “Macie miejsce po niewłaściwej
stronie”, uspokajała współpasażerka, z którą dzieliliśmy rząd siedzeń. Dla
potwierdzenia swych słów pokazała palcem na okno po przeciwnej stronie. Stąd widoczny
był ląd.
Idąc po
płycie lotniska do terminalu mieliśmy Atlantyk na wyciągnięcie ręki. Uznaliśmy
- szybko i pochopnie, że w największym mieście Azorów, w stolicy dziewięciu
wysp, wszędzie musi być blisko i wszystko musi znajdować się nieopodal, lecz
gdy po raz kolejny przyszło nam wędrować między leżącym na skraju miasta
hotelem a centrum Ponta Delgada, wiedzieliśmy, że ten spacer będzie długi, że
zajmnie nam najmniej pół godziny. Mimo zmęczenia nóg mozolnym marszem, gdy
patrzyliśmy na bliskie sylwetki lądujących samolotów, które wciskały się w
szparę między kamienicami przy Rua do Melo, które niemal zahaczały o dach
kościoła św. Józefa przy Campo de São Francisco i niknęły za wzniesioną na
wzgórzu kaplicą Mãe de Deus, ponownie nabieraliśmy przekonania, że na tej
niewielkiej wysepce wszędzie musi być niedaleko.
Ci, którzy
przylatując właśnie z Bostonu czy Kopenhagi, Frankfurtu czy Lizbony, siedzieli
po tej “niewłaściwej” stronie samolotu, chociaż niosąca ich maszyna ocierała
się już o dachy domów, wciąż podziwiali monotonny błękit rozległego oceanu, i
aż do twardego lądowania towarzyszyła im dewiza tutejszych linii SATA: “The
Atlantic and You”. Potem idąc po płycie lotniska ocean mieli na wyciągnięcie
ręki. Na skrawku lądu niedaleko ma się przede wszystkim do morza.
Z kamerą przed oceanem |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz